Thursday 11 February 2016

Biały płomień, kociołek i sztuczki magiczne czyli Neil Gaiman i Terry Pratchett

Dzisiaj będzie wpis łączony, omawiający dwie książki i dwóch pisarzy ale jasne jest dlaczego - dlatego, że mowa będzie o Terrym Pratchetcie i Neilu Gaimanie.

Zrobili razem wiele szalonych rzeczy (wbrew pozorom Dobry Omen powieść o inwazji antychrysta wcale nie bije tu rekordów szaloności)


No dobrze plasuje się w czołówce...

więc jest bardzo właściwe, aby pojawili się tu wspólnie.

Zwłaszcza jeśli się wie, że Kiksy klawiatury, ostatni zbiór tekstów publicystycznych Pratchetta zawiera przedmowę Neila i tekst o Neilu.

W swojej przedmowie Neil przekonuje, że siłą napędową twórczości Pratchetta, tej jakże często zbywanej mianem fantastycznych bajek fantastycznie złożonej satyry społecznej był gniew. I był, niewątpliwie, gniew na życie jako takie stawiające nas wobec takich a nie innych wyborów, takich a nie innych konsekwencji cudzych wyborów i tak znikomego wpływu na wszystko wokół gdy w grę wchodzą sprawy ostateczne. W Kiksach bardzo wyraźnie widać, jak ten gniew przybiera na sile, krystalizuje się w biały płomień tak bezwzględnie oświetlający wszystko wokół, że nikt nie może już udawać, że nie widzi. Pratchett zawsze był kontrowersyjny, zawsze. Po prostu kiedyś umiał i chciał się maskować, pisząc dla niepoznaki i czystej radochy i na przekór krytykom o płaskim świecie na grzbiecie żółwia. Ale życie nie pozostawiło mu wyboru i musiał być kontrowersyjny całkowicie otwarcie. Jego głos w sprawie eutanazji, której był gorącym zwolennikiem nie może być zignorowany. Gniew mu w tym pomógł. Ale  co jest najbardziej zdumiewające i co też w tych tekstach widać to fakt, że gniew w wykonaniu Terry'ego jest źródłem współczucia, a może - że bierze się ze współczucia. Że Terrym miota gniew właśnie dlatego, że jest po stronie ludzi a nie przeciwko nim. Widać więc, jak Terry w swoim gniewie potrafi się cieszyć z ludzkiego porozumienia, faktu, że ludzie zaczynają WYSŁUCHIWAĆ swoich racji nawet w bardzo kontrowersyjnych kwestiach.

Bo właśnie widać w Kiksach także inne rzeczy, jakie Terry wrzucał do kociołka, bulgoczącego w tym białym płomieniu. Co mnie uderzyło najbardziej to jego ogromna, wszechogarniająca ciekawość dosłownie wszystkiego i związana z tym umiejętność koncentracji (przy całkowitym roztargnieniu) i słuchania. Sam Terry zauważa je niejako marginalnie (cytuje swojego sekretarza, który stwierdza, że umie on wsysać opowieści ludzi jak odkurzacz). A przecież to są rzeczy niezwykle cenne. Ciekawość jest tak naprawdę towarem deficytowym i dopiero kiedy się człowiek natknie na taką stukaratową ciekawość w wersji pratchettowej to zupełnie inaczej patrzy się na świat. Mam wrażenie, że to jedyna porada dla ewentualnych przyszłych pisarzy jaką można stąd wyciągnąć, może dlatego, że nie jest podawana jako porada dla pisarzy, tylko receptura na życie, jeśli takowe istnieją. Bądźcie ciekawi. Wszystkiego. To właśnie ciekawość jest siłą wprawiającą świat w ruch. Ale musi być przyprawiona współ-czuciem. Wręcz czułością. I gniewem.

Tekst o Neilu jest tak pełen radości i ciepła i taki trafny, że nie wiem, czy powinnam cokolwiek dodawać, należałoby po prostu zacytować Terry'ego. No ale spróbuję.

A na odwagę - jedna z ostatnich szalonych rzeczy jakie zrobili razem czyli Neil i Terry jako policjanci ścigający demona



Neil Gaiman znany jest jako pisarz zadomowiony w strefie półmroku. W tym miejscu, gdzie jest już ciemność, ale jeszcze nas nie wciągnęła. I Gaiman umie nas przekonać, aby pozwolić się wciągnąć. To robi w swoich powieściach. Natomiast w najnowszym zbiorze opowiadań "Drażliwe tematy. Krótkie formy i punkty zapalne" widać najlepiej to, co tak świetnie ujął Terry - że Neil nie jest magiem. On jest iluzjonistą, jest sztukmistrzem. Punkty zapalne są bowiem zbiorem opowiadań, nie jednolitą powieścią, gdzie można dopieścić stworzenie świata tylko zbiorem światów, setkami królików w kapeluszu po drugiej stronie lustra. Już Marquez zauważył, że z tego właśnie względu opowiadania są trudniejsze niż powieści. Zawsze zawierasz umowę z czytelnikiem i ustalasz reguły gry. W powieści masz na to generalnie pierwszy rozdział. W opowiadaniu - pierwszy akapit. To szaleństwo pisać opowiadania. I Gaiman jest cudownie szalony bo wymyśla takie zestawy  reguł, których nikt nie wymyślił wcześniej. Bo szanuje potrzebę reguł. Bez reguł nie ma prawdziwej zabawy, wiedzą o tym nawet dwulatki*  Punkty zapalne są dobrym punktem startowym do zapoznania się z twórczością Gaimana bo uczą, że nigdy nie wiesz do końca, czego się spodziewać. Możesz stanąć na progu jaskini prawdy w towarzystwie jednego z najbardziej podejrzanych narratorów jacy istnieją. Możesz być świadkiem pojedynku Śnieżki ze Śpiącą Królewną (i doświadczyć prawdziwego dreszczu przerażenia). Możesz przeczytać wiersz o wiedźmie trzymającej serce w pudełku. Możesz z rosnącym przerażeniem odkrywać, że słuchasz psychopaty. Ale możesz też wyruszyć na skraj kosmosu w towarzystwie szaleńca z budką telefoniczną większą w środku i być świadkiem walki o świat, którą to walkę podejmuje się ze względu na małą dziewczynkę piszącą pamiętnik. Jak każdy prawdziwy iluzjonista Neil ma bezbłędnie opanowany warsztat i właśnie dlatego to wszystko sprawia wrażenie niesamowicie oczywistego i łatwego w wykonaniu. Takiej czystej, całkowitej, wszechogarniającej radości, że ludzie potrafią oswajać strach wymyślając historie. Na krótki moment nasz świat nabiera zupełnie innych kolorów, takich widocznych tylko w ultafiolecie białego płomienia. Punkty zapalne są książką w której można się zanurzyć i nie wiadomo, gdzie się wypłynie. Nigdy nie wiadomo czego się spodziewać i to dobrze, bo dlatego świat jest ciekawy.

I jak to dobrze, że mamy i Terry'ego i Neila żeby nam o tym przypominali. A jaka to czysta radocha :)


*Choć w przypadku dwulatków generalnie obowiązują dwie zasady tylko -1. robimy to co ja chcę i 2. Jeśli czegoś chcę to to jest moje. (I wszystko inne też jest moje).